Czytanie na temat muzyki jest zajęciem tyleż interesującym, co irytującym. Jesteśmy przesiąknięci przekonaniem, że o muzyce można, a nawet trzeba myśleć, rozmawiać i dyskutować, ale w końcu dociera do nas, że chociaż na jej temat można się wypowiadać, nie da się powiedzieć zbyt dużo. Dotyczy to, na przykład, pojęć: „znaczenie”, „sens”, „treść” w muzyce. Można je wciąż na nowo definiować, co wydaje się słusznym kierunkiem, ale wymagającym wyobraźni i intelektualnej dyscypliny albo po prostu odwołać się do metafor łączących filozofię, estetykę i poezję. O muzyce można nie mówić też wcale, ale taki lockdown, jak każdy lockdown, o czym wiemy teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, nie powstrzyma nas od dywagacji.
Potrzeba myślenia i mówienia o muzyce jest tak silna, ponieważ odczuwamy konieczność wypowiadania się na temat wszystkiego, co dla nas ważne i nie chcemy pogodzić się z myślą, że są tematy, na które sensownie nie da się nic powiedzieć.
Istnieją strategie zastępcze profilujące zagadnienie w taki sposób, by stało się ono w pełni racjonalne, ale w przypadku muzyki w takim rzeczowym tonie można przeprowadzać teoretyczne analizy kompozycji i wykonań, jednak w żaden sposób nie dotyka się tego, co wszyscy jakoś przeczuwają, chociaż nie wiedzą, co to takiego jest. Być może tego czegoś wcale nie ma, no ale skoro wszyscy to przeczuwają, to nie można stać z założonymi rękoma.
Stąd biorą się próby uchwycenia zjawisk nie dających się uchwycić. To o tyle paradoksalne, że właśnie w niemożności uchwycenia natury, istoty, substancji, czy czego tam jeszcze muzyki, upatruje się cech wyróżniających ją spośród innych sztuk. To nieznane, nieosiągalne, niewytłumaczalne, ale przeczuwane „coś” ma czynić z muzyki zjawisko wyjątkowe i ostatecznie szczególnie głębokie. Stąd już tylko krok do koncepcji, że głębokie jest to, czego nie rozumiemy i nie potrafimy zrozumieć.
Czy na pewno nie potrafimy zrozumieć muzyki, o ile oczywiście trzeba ją koniecznie rozumieć i czy nie wystarczy zadowolić się przeczuciami lub intuicjami, które najlepiej wyrazić w metaforach? Tak postawione pytanie jest w rzeczywistości pytaniem o to, czy jesteśmy za tym, żeby wpisać muzykę w obszar racjonalności, czy w przestrzeń akceptującą nieracjonalność.
Muzyka dawna jest znakomitym przykładem tego dylematu i zarazem legitymizacją obydwu odpowiedzi. Racjonalność reprezentują tutaj rozważania historyczne i muzykologiczne. Najważniejsze decyzje podbudowane są uzasadnieniem wyinterpretowanym z dawnej estetyki i praktyki wykonawczej. Są one rekonstruowane w procesie badań naukowych i testowane w warunkach działalności artystycznej. Nieracjonalność to z kolei domena wolności artystycznej, która stara się z jednej strony zmieścić w ramach wyznaczonych przez normy stylistyczne, ale z drugiej rozpycha się w nich lub je bezceremonialnie przekracza, bo tak podpowiada intuicja.
Ta sytuacja to przeciąganie liny. Kto ugnie się pod ciężarem norm i nakazów zasłuży na miano ortodoksy, kto poświęci je na rzecz wewnętrznego impulsu uznany zostanie, jeśli nawet nie za zdrajcę, to za kogoś do niego podobnego. To przeciąganie jest w rzeczywistości swoistym zatrzymaniem czasu, w którym przeszłość i przyszłość pozostają w klinczu, z którego, póki co, nie mogą się uwolnić.
Cezary Zych