Przy okazji niedawnego remontu w dawno nie odwiedzanych zakamarkach mojego niewielkiego i zagraconego pokoju znalazłem publikację towarzyszącą pierwszemu festiwalowi „Muzyka w Raju” w 2003 roku. Z zadowoleniem muszę powiedzieć, że jego program był wyjątkowo ciekawy, a jak na tamte czasy i realia polskiej rzeczywistości muzycznej, wręcz odkrywczy.
Z trochę mniejszym zachwytem przeczytałem własne teksty, które opowiadały o filozofii festiwalu i wyjaśniały sprawy, które, tak się nam wtedy wydawało, nie przebiły się jeszcze do powszechnej świadomości słuchaczy, a były kluczowe dla zrozumienia naszych intencji i celów, jakie przed sobą stawialiśmy. W tych krótkich esejach pojawiły się wszystkie najważniejsze tematy, które nurtowały wykonawców muzyki dawnej: począwszy od powodów, dla których muzycy grają na instrumentach historycznych, jak rozumieją tzw. „autentyczność”, czym różni się historyczna i współczesna praktyka wykonawcza, aż po sprawy tak szczegółowe i techniczne, jak choćby częstsze i dłuższe strojenie instrumentów historycznych przed i w czasie koncertu, do czego melomanii nie byli przyzwyczajeni i co mogło być źródłem zniecierpliwienia czy wręcz oburzenia.
Kwestie związane z estetyką i społecznym funkcjonowaniem muzyki dawnej regularnie pojawiały się w tekstach towarzyszących kolejnym edycjom festiwalu. Taki był nasz pomysł na „Muzykę w Raju” – z jednej strony, prezentacja tego, co z różnych powodów uznawaliśmy za interesujące, obiecujące, a przy tym niedoceniane, a z drugiej, ciągłe zastanawianie się nad tym, co i dlaczego robimy, niepozbawione masochistycznej próby zakwestionowania sensowności naszych własnych działań.
Odnaleziona publikacja wywołała kolejną falę refleksji w odniesieniu do tych wszystkich zagadnień, którym wtedy – już prawie dwadzieścia lat temu – poświęciłem serię tych krótkich wypowiedzi. Ze zdumieniem zauważyłem, że pytania, które wtedy sobie stawiałem wciąż mi towarzyszą, a niektóre są coraz bardziej natarczywe, tak jakby złapane zostały w intelektualną pułapkę, z której nie potrafią się uwolnić pomimo rozpaczliwie ponawianych prób.
Sprawa tego, jak należy wykonywać muzykę dawną i dlaczego tak, a nie inaczej nigdy nie była dla mnie raz na zawsze rozstrzygnięta i przesądzona. Przeciwnie, w tym otwartym pytaniu widziałem największą siłę muzyki dawnej. Brak odpowiedzi definitywnej przy jednoczesnej mnogości odpowiedzi tymczasowych był najlepszym dowodem, że w naszym zainteresowaniu europejską muzyką historyczną jest kolosalny potencjał do kreowania nowych, nieoczekiwanych i niepowtarzalnych zjawisk artystycznych i kulturowych. Którego aspektu muzyki dawnej byśmy nie dotknęli wszędzie aż roiło się od pretekstów, by zrobić coś nowego, by podążyć jakimś nowym szlakiem, najlepiej pod prąd.
Pytania, które kotłują się w mojej głowie wyraźnie mi dokuczają, nie dlatego, że nie mogę na nie znaleźć na nie odpowiedzi, bo być może są pytaniami, nas które odpowiedzi po prostu nie ma. Bardziej doskwiera mi brak inspirujących odpowiedzi ze strony innych uczestników dawno-muzycznego świata.
Odnoszę wrażenie, że większość z nas (bo muszę się przecież z tą społecznością identyfikować) nie tyle zaprzestała prób zmierzenia się z wyzwaniem, jakim są te wszystkie kwestie, ale po prostu postanowiła je zignorować i to zignorować fundamentalnie.
Nie polega to na tym, że jakieś prawdy przyjmuje się jako ostateczne i aksjomatyczne, ale po prostu wyklucza się ze świadomości konieczność zastanawiania się na sprawami, których te prawdy dotyczą.
Muzyka dawna przez dziesięciolecia była domeną stosunkowo niewielkiej grupy wykonawców i ich otoczenia. Ten mały świat, może właśnie dlatego, że był mały, posiadał olbrzymią wewnętrzną energię, która jednak powoli się wyczerpywała. Społeczność rosła, ale nie na tyle, by przeciwdziałać nieuchronnemu procesowi wytracania prędkości. Z coraz wolniej kręcącego się mechanizmu coraz rzadziej wypadają olśniewające pomysły, genialne idee i wreszcie, bo to przecież najważniejsze, fascynujące interpretacje.
Prawdę mówiąc, wcale mnie to nie martwi, bo tego typu koniunktury są właściwe kulturze współczesności. Jest tylko kwestią czasu, kiedy koło muzycznej fortuny przyśpieszy. Naszym zadaniem jest pchać je do góry, także wtedy, gdy ciążą nam stare pytania.
Cezary Zych