Gdy w biogramach artystów wykonujących muzykę dawną znajdujemy wzmianki o wygranych przez nich konkursach, nie jest to zwykle informacja najważniejsza, ani jakoś szczególnie podkreślana. W każdym razie znacznie mniej celebrowana niż ma to miejsce w przypadku pianistów, skrzypków, wiolonczelistów albo śpiewaków próbujących robić i robiących karierę na tradycyjnej, „współczesnej” scenie muzycznej.

Nic w tym dziwnego. Konkursy są organicznie związane ze światem kultury muzycznej, który ukształtował się jeszcze w dziewiętnastym wieku i przejęty został, a następnie rozwinięty w kolejnym stuleciu. Cała ta potężna struktura funkcjonuje do dzisiaj i chociaż przeżywa wiele trudności, jest na tyle silnie osadzona w realiach społecznych, ekonomicznych i politycznych, że z większości tarapatów udaje się jej jakoś uchodzić z życiem.

Konkursy rozumiane jako forma zdrowego i mobilizującego do pracy współzawodnictwa miałyby oczywiście sens, ale w tej niewinnej postaci już od bardzo dawna nie występują. Zastąpiły je potężne organizmy, które jak wszystkie tego typu konstrukty, zajmują się sobą w takim samym stopniu, jak tym, czym nominalnie powinny się zajmować.

Powstający w opozycji do tradycyjnej sceny muzycznej ruch muzyki dawnej uznał konkursy muzyczne za niezgodne z duchem i etosem praktyki, jaką chciał popularyzować. Punktem wyjścia dla takiego myślenia było przeświadczenie, że winę za brak elastyczności i otwartości na odmienne od standardowych sposoby wykonywania muzyki ponoszą nie sami muzycy, ale system, w jakim praktycznie od dziecka funkcjonują.

Konkursy wpisane były w system edukacji muzycznej i występowały na każdym jej etapie. Młodzi muzycy uczestniczyli w nich praktycznie od początku nauki. Konkursy miały być podsumowaniem kolejnych faz kształcenia, formą eliminacji do konkursów wyższego szczebla, a wreszcie przygotowaniem do „poważnych” konkursów ogólnokrajowych czy międzynarodowych stanowiących uwieńczenie procesu edukacji i początek kariery profesjonalnej.

Wprzęgnięcie w ten wielki system miało służyć ciągłemu podnoszeniu poziomu muzycznego, ale było też formą kontroli i nadzoru nad efektywnością systemu edukacyjnego. Szkoły i pedagodzy byli oceniani pod kątem liczby laureatów konkursów, których przygotowali niezależnie od kategorii wiekowej. W przypadku szkół podstawowych mogło to dotyczyć wręcz kilkuletnich dzieci.
Niewątpliwie ten system był do pewnego stopnia efektywny, ale, jeśli przyjrzymy mu się w szerszej perspektywie, okazuje się skrajnie ograniczający i wykluczający. W świecie sztuki kreował świat wartości i norm, które ze swobodą wypowiedzi, bogactwem wyobraźni czy odwagą interpretacyjną nie musiał mieć wiele wspólnego.

Jak w każdym obszarze społecznej rywalizacji ujawniały się w nim też patologie, o których wiele pisano, wskazując, między innymi, na korupcję oraz koszty psychiczne obciążające konkursowiczów. Jako ważna część systemu konkursy były jednak nie do ruszenia. Wiele z wielkich konkursów międzynarodowych miało też silne wsparcie polityczne i biznesowe, a więc mocną bazę finansową, co tworzy rozległą sieć interesów, które rządzą się swoją, niekoniecznie muzyczną, logiką.

Środowisku muzyki dawnej nie chodziło o zdyskredytowanie filozofii konkursów muzycznych w ogóle, ale o uznanie możliwości rozwijania w obrębie szeroko rozumianej muzyki poważnej alternatywnych form organizacyjnych, które dla swojego funkcjonowania nie potrzebowały rozbudowanych form rywalizacji. Zamiast konkurencyjności propagowano idę jak najdalej idącej współpracy, zamiast jednego obowiązującego modelu kariery, kładziono nacisk na jej indywidualizację i dostosowanie do możliwości i celów każdego muzyka.

W początkowej fazie do środowiska muzyki dawnej docierali muzycy dorośli, już ukształtowani, którzy spoglądali na rzeczywistość świata muzycznego z perspektywy własnych doświadczeń. Wiedzieli, że ich deklaracje estetyczne będą na pewno postrzegane jako forma antysystemowego buntu, chociaż wielu z nich nic z buntownika w sobie nie miało. Proponowali bowiem stworzenie modelu alternatywnego, który będzie wkomponowany w życie kulturalne zachodniego świata, będzie korzystał ze sprawdzonych już rozwiązań, ale z wielu zrezygnuje.

Tak też się stało. Środowisko muzyki dawnej znakomicie wkomponowało się w świat mediów, fonografii, stworzyło swój niezależny obieg koncertowy, zbudowało środowisko odbiorców. Te sukcesy nie zostały niezauważone. Okazało się, na przykład, że szkoły są zainteresowane tworzeniem wydziałów muzyki dawnej. Duże instytucje muzyczne doceniły potencjał artystyczny i komercyjny muzyki historycznej, krok po kroku rozwiązywano problemy finansowania niezależnego środowiska freelancerów, na których opierał się triumfalny pochód nowej stylistyki wykonawczej.

Pojawiły się więc też dylematy, czy nie warto z nadarzającej się okazji skorzystać i pójść na kompromis z systemem. Taki kompromis zawarto i, czego można było się spodziewać, poszczególne jego elementy zaczęły oficjalnie, ale i podstępnie, pojawiać się w strzegącym dotąd swojej niezależności środowisku.

Dzisiaj muzyka dawna jest już zdecydowanie częścią głównego nurtu, ale wiele elementów kluczowych dla mainstreamu nigdy nie uzyskało tej rangi, którą cieszą się w „tradycyjnym” życiu muzycznym. Jednym z nich są właśnie konkursy. Niby są, w pewnym sensie pomagają w robieniu karier, ale gdy porównamy najważniejsze z nich, z największymi konkursami muzycznymi świata, wyglądają trochę, jak żart.

Pojawiają się na nich świetni młodzi muzycy, kompetentni jurorzy, obecni są przedstawiciele branży muzycznej, ale może odnieść wrażenie, że wszyscy mają do konkursów spory dystans. Konkursy w świecie muzyki dawnej są krótkie, proces kwalifikacji niezbyt rozbudowany, przebieg dość swobodny i pozbawiony bizantyjskiej oprawy. Obrady jury pozostają co prawda niejawne, ale standardem są rozmowy jurorów z uczestnikami, w czasie których muzycy dowiadują się, co się w ich występie podobało, a co nie i dlaczego. Tak dzieje się po każdym etapie konkursów. Takiej otwartości na tradycyjnych konkursach raczej nie doświadczymy.

Uczestnicy spędzają ze sobą dużo czasu, rozmawiają, wymieniają się doświadczeniami, słuchają swoich prezentacji i je między sobą komentują. Zdarzają się oczywiście wojownicy, którzy traktują konkurentów jak rywali, a konkursowy występ, jak walkę na śmierć i życie, ale wzbudzają tym raczej politowanie połączone z pobłażaniem, niż zrozumienie i szacunek.

Nie chcę tutaj tworzyć wyidealizowanego obrazu konkursu muzycznego w obszarze muzyki dawnej, ale pragnę wskazać jedynie, że tendencja do asymilacji muzyki dawnej w realiach tradycyjnego systemu edukacji i organizacji życia muzycznego ma swoje ograniczenia. Między innymi w ten sposób muzyka dawna zachowuje odrębność, chociaż już dawno straciła swój egzotyczny powab.

Cezary Zych