Każdemu kto interesuje się muzyką dawną i ma poczucie, że koncerty, nagrania, dostępna literatura nie dają mu wciąż pełnego obrazu tego, co działo się w europejskiej kulturze dźwiękowej przed stuleciami gorąco polecam uważne przyglądanie się muzyce powstającej w naszych czasach. Wcale nie muzyce poważnej, zwanej współczesną, ale muzyce popularnej i różnym jej odmianom stylistycznym.
Zmieniają się one na naszych oczach z zawrotną szybkością, za którą trudno nadążyć, ale jednocześnie są częścią naszej rzeczywistości, której mechanizmy rozumiemy lepiej, niż te, które musimy sobie najpierw wyobrazić lub zrekonstruować.
Szybkość zmian dezorientuje, ale zarazem pozwala nam na niemal natychmiastowe „historyczne” spojrzenie na zjawiska, które na naszych oczach się narodziły, osiągnęły apogeum i ustąpiły miejsca następnym.
Poznajemy je jako ich uczestnicy, obserwatorzy, wielbiciele lub przeciwnicy. Mamy wgląd we wszystkie kulturowe, społeczne i psychologiczne aspekty muzyki. Na własnej skórze odczuwamy, czym jest jej siła, jak potrafi stać się naszą obsesją i jak nagle zaczyna nas nudzić. Widzimy, jak twórcy się zmieniają. Odgadujemy wpływy, którym ulegają. Rozpoznajemy, co jest oryginalne, a co jest tylko, może udaną, ale jednak kopią.
Przeżywamy rozczarowania, gdy obiecujący początek okazuje się też ostatnim rozdziałem w czyjeś karierze.
To wszystko i wiele innych elementów składających się na szeroko rozumiany fenomen muzyki jest dla nas zupełnie niedostępne w odniesieniu do historii. Przede wszystkim trudno jest nam do końca zrozumieć dynamikę zmian, powody, dla których pewne kierunki okazują się trwałe, a pewne tendencje szybko tracą swoją atrakcyjność.
To, co w odniesieniu do muzyki, której życia jesteśmy bezpośrednimi świadkami, jest dla nas uchwytne, zrozumiałe, a często po prostu oczywiste traci te walory, gdy w podobnych kategoriach chcemy zastanawiać się nad zjawiskami sprzed kilku stuleci.
Mamy za mało danych, za mało pomysłów na ich interpretację, a w pierwszej kolejności nie mamy bezpośredniego doświadczenia, które opisujemy np. jako zaskoczenie, olśnienie, rozczarowanie, znudzenie. Kategorie pozornie subiektywne, ale tak naprawdę będące dowodem naszego zanurzenia w kulturze, której niuanse odczuwamy na długo zanim jesteśmy w stanie na ich temat coś powiedzieć.
W ostatnich latach w muzyce, której nie zaliczamy do muzyki poważnej, pojawiła niezliczona armia młodych wykonawców, którzy bardzo wnikliwie przeanalizowali historię dźwiękową wcześniejszych kilkudziesięciu lat, a więc, z ich punktu widzenia, historię muzyki dawnej.
Pisząc swój rozdział, nie boją się zaglądać do wcześniejszych i nie mają najmniejszych oporów, by się nimi inspirować w sposób, który jest czytelny także dla nas, słuchaczy.
Inspiracja przybiera wiele różnych form. Muzycy sięgają po instrumenty historyczne, np. analogowe syntezatory i analogowe urządzenia peryferyjne, wykorzystują dźwiękowe pomysły dawnych fonograficznych producentów, nawiązują do estetyk, których jedynym śladem są często pojedyncze, ale ważne dla rozwoju muzyki płyty.
Bardzo ciekawe, może nawet najciekawsze, są inspiracje, które mają w sobie aurę tajemniczości i wypływają z odkrycia twórcy, o którym mało kto słyszał, czasami działającym w kraju, którego kultura popularna nigdy nie przebiła się na scenę międzynarodową.
Młodzi artyści korzystają z tego historycznego dziedzictwa myśląc o tworzeniu czegoś nowego, ale jednocześnie pielęgnują ślad estetyki, w której ich pomysły są zakorzenione.
Wyrażają w ten sposób swoją „filozofię muzyki dawnej”.
Pod jednym ważnym względem mają zadanie ułatwione – nikt nie będzie im zarzucał, że ich inspiracje są cytowane dosłownie. To byłoby uznane za dowód słabości ich własnego talentu i skazywało na umieszczenie w szufladzie, gdzie roi się od specjalistów od tzw. coverów.
Muzycy działający w obszarze „prawdziwej” muzyki dawnej są pozbawieni tej swobody. Ciąży nad nimi postać kompozytora i jego intencji, zasady historycznych praktyk wykonawczych i temu podobne wynalazki. Tylko czy na pewno?
Może to ograniczenie trzeba cały czas redefiniować? Inspiracji nie da się odnaleźć na płytach ani w rupieciarni, gdzie rdzewieją stare analogowe instrumenty i wzmacniacze, ale można szukać jej w swojej wyobraźni. Najważniejsze, żeby tej możliwości nie wykluczyć, zanim się ją urzeczywistni.
Braku takiej właśnie swobody i odwagi brakuje mi w świecie muzyki dawnej najbardziej. Tutaj nie ma się czego bać, najwyżej nie wyjdzie, ale jeśli wypali, to…
Cezary Zych