Praca w środowisku międzynarodowym, gdzie wszyscy operują sprawnie kilkoma językami, mają podobne zainteresowania i niezliczone tematy do rozmów powoduje, że relacje między ludźmi skupiają się na tym, co jest dla nich wspólne i co ich łączy.

Różnice pozostają w tle nie dlatego, że są ukrywane, ale ponieważ są drugorzędne. Nie powiedziałbym, że są nieistotne, ale nie mają większego wpływu na sposób, w jaki ludzie współpracują, a przede wszystkim, jak się nawzajem traktują.

Właśnie dlatego sytuacje, gdy te różnice nagle się ujawniają bywają zaskakujące. Ktoś nie wybucha śmiechem, gdy słyszy dowcip albo nie rozumie czegoś, co wszystkim wydaje się oczywiste. Można założyć, że bohaterowie tych scenek mają inne poczucie humoru albo ograniczoną wiedzę na jakiś temat, ale często w tych momentach ujawniają się różnice kulturowe lub społeczne niewidoczne na co dzień.

Jedną z sytuacji, z którą dość często się spotykam jest stosunek moich przyjaciół i współpracowników do tematów specyficznie polskich, jak na przykład rozbiory, ciągle zmieniające się granice Polski, w tym te po drugiej wojnie światowej, historia polskich Żydów i relacji polsko-żydowskich, specyfika polskiego katolicyzmu, epoka komunizmu, okoliczności jego upadku i to, co po nim nastąpiło.

Moi rozmówcy wykazują zwykle olbrzymie zainteresowanie tymi wszystkimi zagadnieniami. Może nie jestem największym znawcą tego typu tematyki, może moje zdolności tłumaczenia i wyjaśniania, na czym polegały zawirowania polskiej rzeczywistości, nie są najlepsze, ale mimo wszystko bywam rozczarowany, kiedy wydaje mi się, że moi słuchacze, grzecznie przytakując, nie do końca rozumieją to, co im opowiadam.
To dziwne, bo przecież historia ich krajów też bywała skomplikowana, częstokroć dużo bardziej.

Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie, gdzie może być źródło tego dysonansu i mam pewne podejrzenie. Moi partnerzy mają duży kłopot ze zrozumieniem „nieciągłości” polskiej historii, dla której symboliczne są rozbiory, migracje i zastąpienie społeczeństwa wielokulturowego społeczeństwem jednonarodowym.

Pochodzą z krajów, które miały swoje historyczne zawirowania, ale zachowały tożsamość i poczucie zazębiania się kolejnych etapów historii. Dotyczyło to także świadectw materialnych, czego symbolem mogą być archiwa w wielu państwach pozwalające na zupełnie bezproblemowe prześledzenie losów przodków i to wiele stuleci wstecz.

Ich reakcja uprzytamnia mi również, że nie potrzeba wcale kontaktu z obcokrajowcem, by doświadczyć konfrontacji ciągłości z nieciągłością. Polska społeczność, która po drugiej wojnie światowej dotarła z różnych stron na Ziemię Lubuską, Pomorze i Dolny Śląsk to doskonały przykład ludzi, których poczucie ciągłości zostało upośledzone, a w jakimś sensie także „zdemoralizowane”, ponieważ musieli udawać ciągłość chociaż nie mieli do tego podstaw.

Świat materialny, w którym się znaleźli nie był stworzony przez nich, rzeczywistość polityczna została im narzucona, swoboda wypowiedzi i samodzielność podejmowania decyzji praktycznie odebrana, a tradycje, z których się wywodzili zagłuszone. Małopolska, Mazowsze, Śląsk, Kielecczyzna – także tam ciągłość została częściowo zaburzona, ale w porównaniu do doświadczenia Polski Północnej i Zachodniej były to zniekształcenia właściwie niedostrzegalne.

Nieciągłości nie da się usunąć. Można ją co najwyżej oswajać. Oswajanie ideologiczne ma krótkie nogi, bo zawsze opiera się na doraźnych celach i na dychotomicznym widzeniu świata – my i oni, dobrzy i źli, zwycięzcy i pokonani.

Tymczasem ciągłość osadzona jest w różnorodności i zmienności. To wobec nich konstruowana jest i definiowana tożsamość podmiotu, który trwa – w tym wypadku społeczeństwa i składających się nań społeczności. Na ciągłość składają się czyny chwalebne i podłe, akty mądre i głupie, odważne i tchórzliwe.

Stąd tak często w poszukiwaniu fundamentów ciągłości próbujemy uciekać się do kultury, która w odróżnieniu od polityki i ideologii mieści w sobie obraz całościowy. Okazjonalnie tracimy go z pola widzenia, ale później znowu odzyskujemy, bo oto jakiś wątek naszej historii został poddany artystycznej interpretacji.

Czasami dla rekonstrukcji naszej ciągłości musimy posłużyć się dziedzictwem innych kultur, w dialogu z którymi kształtowała się nasza. Tak jest, na przykład, z europejską muzyką historyczną, która pozwala nam patrzeć na losy regionów inkorporowanych do Polski nie tylko w duchu opowieści o wojnach i przemocy, ale w duchu osiągnięć cywilizacyjnych i kulturowych.
Może z tych nitek uda się utkać poczucie ciągłości i zakorzenienia tam, gdzie się znaleźliśmy nie z własnej woli.

Cezary Zych