My, twórcy festiwalu „Muzyka w Raju” jesteśmy złodziejami czasu, Waszego czasu. Okradamy Was z Waszego najcenniejszego dobra. Taka jest prawda o naszej działalności. Proszę nie zaprzeczać, przyznajemy się do winy. Zrzekamy się wszelkich immunitetów, które mogły zostać nam lekkomyślnie przyznane po udanych festiwalowych koncertach. Nie chcemy chronić się za tarczą muzyki. Jesteśmy złodziejami.
Czy mamy coś na swoje usprawiedliwienie? W gruncie rzeczy nic. Robimy to, co robią wszyscy dokoła, ale tego nie możemy uznać za okoliczność łagodzącą. To tylko stwierdzenie faktu, że nie jesteśmy jedynymi, którzy chcą was ograbić. Trzeba mieć naprawdę dużo tupetu i bezczelności, by namawiać ludzi do poświęcania czasu nam, a nie komuś innemu albo po prostu sobie samym. Czujemy do siebie głęboką niechęć.
Ale zaraz, zaraz! Skoro zjawisko jest tak rozpowszechnione, to może również Wy, publiczność festiwalu jesteście albo przynajmniej bywacie złodziejami czasu? Złodzieje oferujący coś innym złodziejom, to jak zamknięta impreza klubowa. Wszyscy wiemy, o co w tym chodzi, więc nie ma o czym rozmawiać i czym się przejmować. Niestety, to nie wycisza wcale poczucia winy. Nie uspokoiłyby nas też Wasze deklaracje, że oddajecie nam swój czas z własnej woli albo, że wręcz chcielibyście być okradani.
Czy ktoś jest z przekonania liberałem, czy może lewackim anarchistą, musi się zgodzić, że wszyscy uczestniczymy w społecznym podziale ról oraz w powszechnym systemie wymiany dóbr i usług. W skrócie mówiąc, każdy coś oferuje i sprzedaje i każdy coś kupuje. Dotyczy to w pierwszej kolejności rzeczy i usług niezbędnych do życia, ale co z resztą? Co z tymi niezliczonymi niepotrzebnymi przedmiotami i urządzeniami, które zapełniają nasze szafy, szafki i blaty? Co z usługami, bez których moglibyśmy się obyć, a jednak nie możemy przestać z nich korzystać?
Jeśli zgodzimy się, że znaczną część życia spędzamy na produkowaniu dóbr i usług, które chcemy zaoferować na rynku, a kolejną część życia poświęcamy zdobywaniu dóbr i usług niezbędnych do przeżycia, zostaje nam już niezbyt dużo czasu na inne aktywności. Poświęcamy go rodzinie, przyjaciołom, swojemu ciału, które trzeba trenować i swojej duszy, którą trzeba karmić literaturą, filmem, muzyką, ale też kontaktem z naturą. A gdzie czas na podróże – te bliższe i te dalsze, na różne hobby, na nic nierobienie? Właśnie z tego czasu chcemy Was okraść, chcemy go Wam zabrać.
Przecież wymieniłem muzykę, więc o co chodzi? A może Was tylko w ten sposób kokietuję? Czy chcę, żebyście pod przysięgą zeznali, że to nie kradzież, bo przecież sami, z własnej woli byście go nam oddali. Muzyka muzyce nierówna. Moglibyście przecież pojechać na inny festiwal, wybrać inne koncerty, posłuchać płyt albo, co szczególnie warte rozważenia, sami zabrać się za muzykowanie. Tymczasem my, mając tego świadomość, namawiamy Was, żebyście przyjechali do nas, żebyście poświęcili coś na rzecz tego, co Wam proponujemy. Wywieramy na Was presję, może nie jakąś szczególnie nachalną, ale jednak. Stawiamy Was przed dylematem wyboru.
Skąd zatem nasze wątpliwości, skąd wyrzuty sumienia i poczucie winy? Wierzcie albo nie, ale złodzieje czasu mają swoją etykę! Przynajmniej niektórzy.
„Muzyka w Raju” powstała z poczucia braku czegoś ważnego, co inni mieli na wyciągnięcie ręki, a my nie. Od początku chcieliśmy, by nie był to festiwal typowy, podobny do dziesiątek czy setek festiwali na całym świecie. Postanowiliśmy oprzeć go o zasadę „kradzieży czasu”. Różnymi fortelami przekonaliśmy muzyków, że warto przyjechać do Paradyża, a nie gdzie indziej. Na tym nie poprzestaliśmy, trzeba było tutaj zostać długo, a jak na przyzwyczajenia koncertujących artystów, wręcz niewyobrażalnie długo. Stojące przed nami zadanie sprowadzało się do stworzenia takich warunków, by muzycy okradzeni przez nas z czasu (o pieniądzach nie wspominam, bo honoraria na „Muzyce w Raju” są naprawdę śmieszne), jednak coś w zamian otrzymali, coś, czego nie mogą dostać nigdzie indziej na świecie. Można powiedzieć, że ograbialiśmy ich z czasu dla ich własnego dobra. Na palcach jednej ręki można policzyć wykonawców, którzy z takiej transakcji nie byli zadowoleni.
Tutaj dochodzimy do powodu kradzieży, której dopuściliśmy się w stosunku do Was. Bez Was nie byłoby wyjątkowości festiwalu. Staliście się naszym alibi wobec muzyków i częściowym rozgrzeszeniem, bo coś w zamian chcieliśmy Wam oddać. Innymi słowy, zostaliście wmontowani w festiwalową intrygę. Przynętą, obok muzyki, było miejsce, sernik, atmosfera i tak dalej.
Wszystko się pozornie zgadzało, ale moralny dyskomfort pozostawał. Dlatego brnęliśmy w recydywę, mając nadzieję, że kontynuując festiwal będziemy stopniowo odpokutowywać nasze występki i w ten sposób okradamy Was z czasu od dwudziestu kilku lat.
Tak zupełnie szczerze przyznanie się do winy przychodzi nam dzisiaj łatwiej, niż kiedykolwiek wcześniej i może dlatego się na nie zdecydowaliśmy. Oderwanie Was od komputerów i smartfonów i zachęcenie do zanurzenia się na wiele godzin w muzyce postrzegamy w dzisiejszych czasach jako dobry uczynek.
Napisałem na początku, że nie mamy nic na własne usprawiedliwienie, ale teraz myślę, że jednak mamy. To po pierwsze ten dobry uczynek, a po drugie, czas, z którego okradamy samych siebie, by przygotować festiwal.
Cezary Zych