Ponad dwadzieścia lat temu na koncercie muzyki barokowej w poznańskim Muzeum Narodowym pojawił się znany i ceniony lekarz, profesor tamtejszej Akademii Medycznej, doświadczony meloman, dla którego, jak się okazało, była to jednak barokowa inicjacja. Przyszedł nienagannie ubrany, w zasadzie można by powiedzieć „wystrojony” i bardzo malowniczo wyglądał na tle młodej publiczności, która ignorując muzealne normy, zamiast na niewygodnych krzesłach w dużej części rozsiadła się na podłodze, otaczając półkolem występujący zespół. Atmosfera była wyjątkowa i energetyczna.
Na koniec pan profesor podszedł do mnie i po kilku miłych słowach na temat muzyki i wykonawców, zaczął przepraszać, że zrobił z siebie idiotę i że odtąd na koncerty muzyki dawnej będzie przychodził w dżinsach, nie z braku szacunku, ale by jeszcze bardziej poczuć się częścią tej dopiero odkrywanej przez siebie społeczności. Tak się też stało.
Tamto pokoncertowe spotkanie przypomniało mi, o czymś, co sam przepracowałem na tyle dawno, że towarzysząca muzyce dawnej „nieformalność” stroju, zarówno wśród publiczności, jak i na scenie jako źródło nieprozumień albo wręcz symbol jej kontrkulturowości całkowicie zniknęły z mojej świadomości.
Na to, jak ubrani są słuchacze nie zwracam w ogóle uwagi, chyba, że pojawi się ktoś wyróżniający się w sposób nie dający się ignorować. Natomiast dezynwoltura, z jaką do swoich scenicznych kreacji podchodzą od czasu do czasu muzycy stała się znakiem rozpoznawczym środowiska muzyki dawnej, nawiązującym do jego kontrkulturowych korzeni.
Szczególnie letnie festiwale muzyki dawnej są przestrzenią, w której wizualna strona typowego koncertu muzyki klasycznej bywa negowana w sposób najdalej idący. Nie ma się temu zresztą, co dziwić, bo to właśnie w trakcie takich wydarzeń pojawiają się możliwości, by jak najdalej oddalić się od dziewiętnastowiecznych form koncertowych i eksperymentować z mniej formalnymi, bardziej przyjaznymi, a przede wszystkim inspirującymi wszystkich formatami wydarzeń artystycznych.
Od przygody poznańskiego lekarza z muzyką dawną i jej konwencjami minęły ponad dwie dekady i oto, w nieoczekiwany sposób, skonfrontowany zostałem ponownie z tym tematem. W czasie spotkania z urzędnikiem samorządowym wysokiego szczebla, dowiedziałem się, że kilka lat wcześniej odwiedził jeden z festiwali muzyki dawnej odbywający się w pięknym historycznym miejscu. Zapytałem go o wrażenia i okazało się, że mój rozmówca nie pamiętał, co słyszał, ani kto występował na koncercie, którego był świadkiem, za to ciągle miał w oczach stroje wykonawców, które wydały mu się całkowicie nieodpowiednie i ze względu na muzykę i ze względu na charakter wnętrza. Przycisnąłem trochę mojego rozmówcę i w końcu ustaliliśmy, że na koncercie wykonywane były koncerty skrzypcowe Antonio Vivaldiego. Docisnąłem jeszcze bardziej, bo chciałem się dowiedzieć, co nieodpowiedniego było w strojach występujących muzyków i na to nie dostałem już żadnej konkretnej odpowiedzi, ale ogólną uwagę, że każdy ubrany był inaczej i nie były to kreacje szczególnie odświętne, czy może „sceniczne” w tradycyjnym rozumieniu tego określenia.
Wykorzystałem okazję, by opowiedzieć trochę o historii muzyki dawnej i jej zrewoltowanych, anarchizujących źródłach, ale nie sądzę, żeby moje wyjaśnienia spotkały się z jakimś poważniejszym zrozumieniem. Koncert muzyki klasycznej, niezależnie od tego, czy to muzyka dawna czy nie-dawna, powinien, zdaniem mojego rozmówcy, stosować się do pewnych reguł.
Dowiedziałem się w ten sposób, że jedno z najważniejszych przesłań muzyki dawnej nie przebiło się do powszechnej świadomości. Jednym z najważniejszych celów stawianych sobie przez pionierów odrodzenia europejskiej muzyki historycznej było przecież nie tylko wyzwolenie jej z reżimu estetycznego, ale także ze sztywnych ram społecznych, w których została uwięziona. Chodziło nie tylko o to, żeby grać Bacha inaczej, ale by grać go w innych warunkach. Stąd, między innymi, exodus z sal koncertowych do wnętrz naturalnych oraz lekceważenie okazywane najbardziej formalnym konwenansom, do których należał także dress code.
Cezary Zych